Informacje o tym gdzie wyjechać na aborcję znajdziesz w polskiej prasie
„Zapraszamy na aborcję” – ten polemiczny tytuł wybrała redakcja kwietniowego wydania tygodnika NIE, załoga Gynmed oczywiście zaprasza do Wiednia, ale przede wszystkim cieszy się z faktu wybrania ambulatorium Gynmed jako placówki wartej zaufania. Chodzi przecież o zdrowie i godne traktowanie każdej kobiety, która do nas przyjeżdża.
NIE numer 15/16
Źródło: http://nie.com.pl/archiwum/zapraszamy-na-aborcje/
O Polkach szukających ratunku za granicą „NIE”rozmawia z KATARZYNĄ WANIEK, asystentką w Ambulatorium Gynmed w Wiedniu i autorką bloga Aborcja.org.
– Na co zwracać uwagę, szukając kliniki aborcyjnej? Jak uniknąć oszustów?
– Trzeba zwracać uwagę, czy są podane informacje dotyczące zabiegu i lokalizacji kliniki. Sprawdzać nazwiska, dzwonić. Jeżeli mówimy o tabletkach sprzedawanych przez internet, to widać, że te adresy są dziwne, wygenerowane przez jakiś skrypt, nie ma kontaktu z żadnym żywym człowiekiem. Powinna być porządna strona internetowa kliniki – ze zdjęciami lekarzy. Im więcej informacji, tym lepiej.
– Dzwonię do Pani pierwszy raz. Jak Pani zaczyna naszą rozmowę?
– Witam się tak, jak z panią się przywitałam, podaję imię i nazwisko. To pomaga przełamać lody. Ja prowadzę bloga, na którym można zobaczyć, jak wyglądam, poczytać o mnie. Polki często mówią, że dzwonią z „wiadomych powodów” albo żeby „wywołać miesiączkę”. Proszę wtedy, żebyśmy rozmawiały otwarcie. Często dzwonią mężowie, czasem ktoś z rodziny: matka czy siostra. Tłumaczę, jak się należy przygotować, uzgadniamy, czy umawiamy wizytę z tłumaczem, czy nie. Niektórzy wolą, żebym była cały czas przy nich, mogę być też przy zabiegu. Taka indywidualna opieka stanowi dodatkowy komfort. Tłumaczę też kwestię narkozy, bo to zrozumiałe, że dużo osób się jej boi.
– Decyduję się na przyjazd do kliniki do Wiednia. Czego mogę się spodziewać?
– Pierwszego dnia badanie i kwalifikacja do zabiegu. Udzielamy wszelkich informacji, mamy ulotki przetłumaczone na polski. Rozmawiamy, czasami długo. Mamy przeszkolone pielęgniarki, żeby spokojnie porozmawiać. Drugi dzień: zależy, czy jest to zabieg pod narkozą, czy nie. Oddzielnie są aborcje farmakologiczne. Pacjentka nie opuszcza ambulatorium, dopóki się dobrze nie poczuje. Pacjentki po narkozie spędzają jeszcze 20–30minut w łóżku i jeśli jest wszystko dobrze, dostają wypis. Piją jeszcze kawę, herbatę, jedzą ciastka i mogą iść.
– Tabletki bierze się w ambulatorium na miejscu? Nie wysyłacie ich?
– W Unii Europejskiej jest to niemożliwe ze względów prawnych. Np. fundacja Kobiety na Falach wysyła tabletki z Indii. W Austrii jest konieczność badania lekarskiego przed podaniem tabletek poronnych. Leku nie można kupić po prostu w aptece. Musi być wydany przez lekarza.
– Jakie są terminy zabiegów?
– Czas oczekiwania na zabieg to jest zazwyczaj tydzień. Zdarza się, że jest więcej zgłoszeń, wówczas trzeba poczekać trochę dłużej, jeżeli pacjentka nie zgłosiła się w późnych tygodniach ciąży. W Austrii jest ograniczenie do końca 13. tygodnia. Do 12. tygodnia przyjmujemy zgłoszenia. Potem kieruję pacjentki do Holandii, bo nie ma sensu tu przyjeżdżać i ryzykować, że się zabieg nie odbędzie.
– Ile kosztuje zabieg?
– Aborcja do 10. tygodnia, niezależnie od metody, to 530 euro, od 10. do 13. tygodnia – 570 euro.
– Czy to jest legalne?
– Aborcja w Austrii jest legalna i Polki przebywające tam podlegają austriackiej jurysdykcji. Strona internetowa też jest w Austrii, ale nie możemy się reklamować w Polsce. Nielegalne są reklamy w gazetach, nawet Google ma swoje obostrzenia. Nie mieszkam w Polsce, nie udzielam konsultacji, będąc w Polsce. Nie łamię prawa.
– Ile telefonów z Polski odbiera Pani każdego dnia?
– Było dużo 3 tygodnie temu, przedWielkanocą. Kobiety teraz wyjeżdżają głównie na Słowację. To kwestia ekonomiczna. Niestety kliniki na Słowacji wyglądają strasznie, to fabryki. Pacjentki często rezygnują i przyjeżdżają do nas. Opowiadają o przedmiotowym traktowaniu, nie dostają informacji. To dla kobiet jest czymś strasznym: wyjeżdżają z własnego kraju, gdzie aborcja jest nielegalna, i trafiają w takie miejsce. Do nas trafiają osoby lepiej sytuowane albo te, którym zależy na większym komforcie. Radzę, żeby nie siedzieć w hotelu, bo kobiety są przytłoczone i zmęczone tym wszystkim. Radzę, żeby przejść się po mieście, pooddychać spokojnie. Psychika ma tu bardzo duże znaczenie.
– O co pytają pacjentki? Czego się boją?
– Pacjentki z Polski przeważnie boją się, że po aborcji nie zajdą drugi raz w ciążę. Uświadamiamy je, że mogą zajść w ciążę, i to szybciej, niż by sobie tego życzyły. Przy prawidłowo wykonanej aborcji nie ma zagrożenia bezpłodnością. Informuję też, że lekarz w Polsce nie jest w stanie stwierdzić, że była dokonana aborcja. Jeżeli ktoś twierdzi inaczej, to dokonuje nadużycia. Lekarze zresztą wiedzą, że w pierwszym trymestrze zawsze może dojść do poronienia. Ciąża może być i za chwilę może jej nie być. Radzę nie mówić lekarzom, nawet jeżeli stwierdzili ciążę; radzę powiedzieć, że doszło do poronienia. Zresztą trzeba poczytać Kartę Pacjenta, można ją znaleźć w internecie. Nie ma w niej obowiązku udzielania lekarzowi informacji.
– W Polsce panuje przekonanie o depresji i poczuciu winy po zabiegu. Jak się naprawdę czują pacjentki po?
– Cała sytuacja okołoaborcyjna to jest dużo stresu. W Polsce jest strach, ukrywanie się przed rodziną, trzeba wziąć urlop w firmie, zorganizować opiekę dla dzieci. Wyjeżdżając z kraju, gdzie zabieg jest nielegalny, kobieta ma dużo większy stres. Dlatego rozmawiamy, również o sytuacji, która jest w Polsce, jakie tam jest podejście. Dużo się mówi o syndromie postaborcyjnym, ale – powiedzmy sobie szczerze – nie ma żadnych badań dowodzących jego istnienia. Kobieta po zabiegu może się poczuć gorzej, ale jest poczucie ulgi, bo się udało. Kobieta w ciąży też się może poczuć gorzej, a nikt nie szuka w tym jednostki chorobowej. Może zdarzyć się osoba niestabilna. Miałam taki przypadek, że przyszła pani z depresją. Nie doszło do zabiegu. Pewnych rzeczy nie można wykonać, jeśli się nie ma pojęcia, jak to się dalej potoczy.
– W Polsce obrońcy życia argumentują, że jeśli prawo pozwala na legalną aborcję na życzenie, to kobiety nie stosują środków antykoncepcyjnych, tylko dokonują kolejnych aborcji.
– To brzmi tak samo absurdalnie jak wypowiedź ministra zdrowia o tym, że kobiety będą bez opamiętania łykać tabletki po stosunku. 500 euro to jest dużo pieniędzy. Przeważnie raz w życiu kobiety zgłaszają się na zabieg. U nas od razu po zabiegu mogą założyć spiralę, mogą dostać receptę na tabletki antykoncepcyjne. Rozmawiamy o tym. Nam nie zależy na tym, żeby pacjentki wracały, bo jest ich wystarczająco dużo. Aborcja powinna być bezpieczna i rzadka.
– Dzwonią do Pani obrońcy życia? Może chociaż jakieś wulgarne wpisy na blogu zamieszczają?, – Dzwonią, dzwonią… Mówią, że będą się zamnie modlić, pytają, czy się nie boję piekła lub śmierci. Grzecznie wtedy proszę, żeby zakończyć tę rozmowę i nie blokować linii.
Rozmawiała MARTA MIECIŃSKA