Kasia Waniek

Wywiad z Anną Jaskólską, asystentką językową w Ambulatorium Gynmed

Protesty przeciwko wprowadzeniu całkowitego zakazu aborcji

Przyjeżdżają Niemki, Słowaczki, Węgierki, ale to Polkę najłatwiej rozpoznać w poczekalni. Cała się trzęsie, boi się własnego cienia. Podobnie zachowują się tylko muzułmanki – opowiada OKO.press asystentka językowa wiedeńskiej kliniki, w której ciążę przerywa co najmniej 10 Polek tygodniowo. Gdy chętnych jest więcej, odsyłają do innych klinik

„Pewnego dnia idę do kliniki, a pod nią stoi trzech wyklętych. Jeden w koszulce z Rotmistrzem Pileckim, drugi – Polską Walczącą, trzeci – Tarnów, miasto prawdziwych patriotów. Myślę – będą kłopoty. Mówię: „Panowie, spadać mi z tym orłem i godłem spod kliniki. Czy pół Wiednia ma wiedzieć, że Polki są w środku? A oni spokojnie: «Bo Kasia jest w środku». Faktycznie, wchodzę na górę widzę dziewczynę wytatuowaną w wilki i orły. Przyjechała na zabieg” – opowiada OKO.press Anna, która od 2008 roku pracuje w wiedeńskiej klinice aborcyjnej jako asystentka językowa. Jej rolą jest przeprowadzenie wywiadu i opieka na miejscu.

W klinice, gdzie pracuje – zgodnie z austriackim prawem – aborcję przeprowadza się do 14 tygodnia ciąży – dokładnie 13 tygodni plus 6 dni. Koszt zabiegu to 600 euro. Największą barierą dla Polek nie są jednak pieniądze, ale strach – przed oceną, potępieniem, brakiem wsparcia. I brak podstawowej wiedzy.

Mimo to w tygodniu – od poniedziałku do piątku – do kliniki na zabieg przerwania ciąży przyjeżdża średnio 10-15 Polek. W skali roku jest ich ponad 500, z czego 70 proc. to kobiety zamężne. Najczęściej z dwójką, trójką dzieci. A ile jest chętnych? Znacznie więcej niż możliwości jednej kliniki.

Anna: „Smutne i śmieszne jednocześnie są spotkania z Polakami. Najczęściej przyjeżdżają parami. Kobieta siedzi i patrzy w buty. On opowiada swoje mądrości. Jeden ochrzanił mnie, że po co my tych uchodźców w Wiedniu przyjmowaliśmy. Drugi, gdy zobaczył parę muzułmanów na przeciwko spojrzał z wyższością i rzucił: A im religia nie przeszkadza tu być? A ja na to: A Panu nie przeszkadza?

Inny zaczął się gorączkować, że te feministki i czarne marsze robią kobietom wodę z mózgu. Teraz tylko nogi będą rozkładać. Partnerka próbowała go uspokoić. Mówi: Stefan, ale my też tu przecież jesteśmy. Obruszył się: Ale my to inna sytuacja. Jesteśmy małżeństwem i jesteśmy dorośli.

Taka hipokryzja, a przy tym niewiedza, napięcie, zawstydzenie. Mówię «penis» i «macica», a oni zaczynają się chichrać” .

Dzwonię, bo chciałabym zabić swoje dziecko

„Już na wstępie zaczynają się tłumaczyć. Mówię, że nas nie interesują powody przerwania ciąży, skoro pani dzwoni, to na pewno ma to pani przemyślane. Ale gdy wyczuję niepewność, to muszą drążyć temat. Nikt u nas nie przerwie ciąży, gdy kobieta się waha. Rozmawiam tak, żeby nie stawiać kobiety pod ścianą: «czemu pani chce usunąć?». Pacjentka nie może czuć, że ma się przede mną tłumaczyć. Ufamy kobietom i to daje im luz. W rozmowie starają zrzucić z siebie ten lęk przed oceną.

Ostatnio dzwoni kobieta z Polski i mówi «Dzień dobry». Odpowiadam grzecznie. Ona: «Pani wie, po co ja dzwonię?». Ja na to: «Mogę się domyślać, ale musi mi pani powiedzieć. Nie unikniemy tego słowa».

Ona na to: «Dzwonię bo chciałabym zabić swoje dziecko».

Odpowiadam: «A ile dziecko ma lat? I jaką metodą? Może łopatą w łeb?”». Kobieta zaczyna się śmiać. Dotarło do niej jak absurdalny jest język, którego używa. – „Bo my nie wykonujemy takich usług” – dodaję już poważnie.

Często oczekują ode mnie, żebym powiedziała, że to co robią nie jest morderstwem. Nawet jeśli są w pełni zdecydowane. Od dwóch, trzech lat to się jeszcze pogorszyło. Ludzie są zastraszeni i zmanipulowani. Wciąż pytają, czy nie popełniają przestępstwa. Tłumaczę im na innych przykładach, żeby łatwiej było zrozumieć. Mówię: Jak pojedzie pani do Amsterdamu i zapali tam jointa to nikt pani w Warszawie nie aresztuje”.

 

Aborcja w Polsce – jako osobiste doświadczenie, a nie problem moralny czy polityczny – wciąż jest tematem tabu, mimo że z badania CBOS z 2013 roku wynikało, że ciążę przerwało nie mniej niż 1/4 Polek. Ile z nich dokonało aborcji po wprowadzeniu restrykcyjnej ustawy z 1993 roku? Nie wiadomo. Badanie podziemia aborcyjnego jest trudne nie tylko ze względu na karalność, ale także powszechną stygmatyzację. Organizacje kobiece przyjmują, że rocznie Polki dokonują między 100 a 200 tys. nielegalnych aborcji. Część z nich – te, które na to stać – w przypadku niechcianej ciąży decyduje się na wyjazd za granicę.

 

Polki łatwo rozpoznać w poczekalni

Do renomowanej kliniki Anny przyjeżdżają kobiety z Niemiec, Słowacji i Węgier. Ale to Polki najłatwiej rozpoznać w poczekalni.

Anna: “Gdy przekracza próg kliniki cała się trzęsie, boi się własnego cienia. Podobnie zachowują się tylko muzułmanki. Pomaga, gdy tłumaczę, że wszystkie kobiety są tutaj w tym samym celu. Podnoszą głowy, ich twarz się rozpogadza.

Często dzwonią do mnie katoliczki, które chcą przerwać ciążę, ale mają wątpliwości ze względu na wiarę. Pytam: a co z Hiszpanią i Włochami? To też są państwa katolickie, a dopuszczają aborcję do 12 lub 13 tygodnia ciąży. Papież Franciszek dał odpust kobietom po aborcji, ale czy w polskim Kościele ktoś słucha tego, co ma do powiedzenia papież? Pytam też, czy po poronieniu ksiądz zezwoli na pogrzeb zarodka w trumnie. Nie. Ksiądz tego nie zrobi, bo to nie jest człowiek i nie ma duszy. No to jak to jest?

Była nawet dziewczyna księdza. On dał jej pieniądze na zabieg. A skąd je wziął? No pewnie z kościelnej tacy. To są te momenty, kiedy łapiesz się za głowę lub płaczesz ze śmiechu. Nie chce się wierzyć w taką hipokryzję”.

Pacjentek z Polski jest więcej niż miejsc

Liczba aborcji w klinice od lat jest taka sama. Anna: “Od poniedziałku do piątku robimy po dwa zabiegi dziennie dla Polek. Potrzeby są zdecydowanie większe niż nasze możliwości. Odsyłamy kobiety do innych klinik.

Cała procedura trwa dwa dni. Pierwszego robimy badania, drugiego zabieg. Część dziewczyn chce tylko wpaść i od razu uciekać, ale tłumaczymy im, że dla ich bezpieczeństwa to musi potrwać. Koszt zabiegu to 600 euro. W Polsce w podziemiu – 5 tys. zł. Gdy kobiety zaczynają liczyć – nawet biorąc pod uwagę koszty dojazdu i noclegu – wybierają Wiedeń.

Do wyboru mają albo jednego lekarza na czarno albo opiekę ginekologa, anestezjologa i pielęgniarki, która cały zabieg monitoruje poprzez USG. Anna: “Jestem osobą pomiędzy kliniką a pacjentką. Zaczynam od rozmowy telefonicznej. Muszę przeprowadzić wywiad – zebrać dane zdrowotne – grupę krwi, wzrost, wagę. Między wierszami muszę wyczuć, czy decyzja jest przemyślana. Później informuję o metodach, które oferujemy. Pierwsza to tabletki. Nie możemy ich wysłać pocztą. Zresztą lekarz musi zobaczyć kobietę. Po badaniu wydaje tabletkę, a pacjentka zażywa ją już w Polsce. Pierwszą tabletkę połyka w piątek, a w niedzielę – dzień wolny od pracy – dochodzi do poronienia. Muszę upewnić się, że zdaje sobie sprawę, że będzie w domu sama, bez opieki lekarza i że w nerwach będzie musiała odróżnić np. krwawienie od krwotoku”.

Moralna tabletka, niemoralny zabieg

Zabieg chirurgiczny kosztuje tyle samo – 600 euro. W Wiedniu wykonuje się go metodą próżniową, tzw. zasysającą, w pełnej narkozie.
Anna: “Kobieta przyjeżdża do nas. Pierwszego dnia powtarzamy ankietę zdrowotną i wykonujemy badania. Drugiego dnia przychodzi na czczo na zabieg. Trwa on trzy minuty.

Kobiety często pytają, czy będzie bolało i przede wszystkim – czy potem będą mogły mieć dzieci. Odpowiadam, że tak, i to za dwa trzy tygodnie, kiedy tylko wróci pani jajeczkowanie.

Polki wolą tabletkę do domu. Z moralnego punktu widzenia jest to dla nich łatwiejsze. Tłumaczę, że jedno i drugie jest aborcją. A w przypadku zabiegu na miejscu są cały czas pod kontrolą lekarza.

To nie znaczy, że aborcja farmakologiczna jest niebezpieczna. Największym ryzykiem jest panika. Wyobraźmy sobie, że kobieta zaczyna krwawić, wpada w histerię i jedzie na pogotowie w Polsce. Tam będą myśleli, że to niekontrolowane poronienie i zrobią łyżeczkowanie. A ta metoda – w odróżnieniu od próżniowej – może doprowadzić do komplikacji”.

Lekarka w Polsce dała jej placebo

Anna: „W Polsce ludzie nie ufają lekarzom i nie ma się co dziwić. Część z nich – działając w podziemiu – wprowadza je w błąd. Nierzadko lekarze wzmacniają stygmatyzację mówiąc pacjentkom «a po co nogi rozkładała?».

Mamy wiele przypadków kobiet, które na czarnym rynku od ginekologów kupują placebo. Jednej dziewczynie pani doktor, która reklamuje się na różnych forach, wmawiała wręcz, żeby poczekała tydzień aż tabletki zaczną działać… A tabletki działają po sześciu godzinach. Kobieta przeczekała tak do 13. tygodnia i zadzwoniła do mnie w panice. Ledwo udało się wcisnąć ją do innej kliniki.

Był przypadek kobiety, która zaszła w ciążę mając spiralę.

Poszła do lekarza, który odmówił wyjęcia spirali, bo mogłoby to uszkodzić płód. A za to przecież grozi 8 lat więzienia. Lekarz zdecydował, że ciąża będzie trwać z pływającą w środku spiralą. To absurd.

Zgłosiło się też do mnie małżeństwo, które wychowuje dziecko z niepełnosprawnością. Od sześciu lat przechodzą nieprzerwaną katorgę. Ona musiała zrezygnować z pracy, by na pełen etat pracować w domu jako pielęgniarka. Mąż ciągnie na trzy etaty. Mimo to zdecydowali się na drugie dziecko. Pani ginekolog – doktor medycyny – powiedziała im, że skoro jedno dziecko jest upośledzone to drugie na 100 proc. będzie zdrowe. Nie było. Lekarka przeciągała badania i w ten sposób trafili do mnie w 13. tygodniu. Stanęłam na głowie, żeby załatwić termin w innej klinice. Przyjechali załamani. To była chciana ciąża. Chcieli dziecka, ale zdrowego. Tak jak obiecała im pani doktor”.

Do TEGO lekarza chodzi się, jak się ma męża

Anna: „Głównym problemem jest brak wiedzy. Przyjeżdża do mnie małżeństwo z trójką dzieci i okazuje się, że oboje nie wiedzą skąd bierze się krew menstruacyjna. Nie mają pojęcia, jak długo sperma żyje w ciele kobiety. Opowiadają niestworzone historie o stosunku przerywanym. Mi jest trochę głupio, gdy muszę prowadzić rozmowy edukacyjne jak o muszkach, z dorosłymi ludźmi.

Jedna historia zupełnie mnie zaskoczyła. Przyjechała 25-letnia kobieta, pani inżynier. Sama, w nocy, polskim busem. Weszła cała zapłakana. Spytałam: dlaczego sama? Bo matka katoliczka to by ją zabiła, bo partner to ją zostawił, a przyjaciółki to nie wie jakie mają poglądy na ten temat, bo nigdy nie rozmawiają o takich rzeczach.

Zrobiliśmy drugi wywiad medyczny. Pytamy: kiedy była u ginekologa? A ona na to, że nigdy. Pierwsza wizyta u ginekologa była przy okazji aborcji. Pytamy: jak to możliwe? Wytłumaczyła, że mama ją tak wychowała. Mówiła, że do TEGO lekarza chodzi się jak się ma męża. Potem opowiedziała o tym, jak zaszła w ciążę. Okazało się, że mówiła mężczyźnie, że stosunek ją boli i nie chce go kontynuować. On ją zignorował i de facto zgwałcił. Nie miała pojęcia, że właśnie to się stało”.

Klinika jak salon spa

Anna: „Jak to się zaczęło? 10 lat temu zadzwoniła koleżanka z Polski z pytaniem, czy może się u mnie zatrzymać. Była w niechcianej ciąży. Znała niemiecki, więc znalazła w sieci informacje o klinice w Wiedniu. Zgodziłam się, ale powiedziałam, że nie będę jej towarzyszyć. Nie wiem, chyba nie byłam gotowa, żeby to zobaczyć. Pojechała tam rano. Przed drzwiami spotkała mężczyznę, który stał z różańcem i odprawiał modły. Zupełnie wyprowadziło ją to z równowagi. Zadzwoniła do mnie już z kliniki. Powiedziała, że boi się sama wyjść i spytała czy mogę po nią przyjechać? Pomyślałam, że nie zostawię jej samej w tej sytuacji.

W środku spotkałam lekarza – założyciela kliniki, uznanego ginekologa, feministę. Wziął mnie na bok na rozmowę. Mówił, że mają pojedyncze przypadki z Polski, ale kontakt utrudnia bariera językowa. Zapytał, czy nie mogłabym pomagać w tłumaczeniu.

Jak zobaczyłam do jakiego stanu może doprowadzić kobietę nawet jedna osoba, która próbuję ją zaszczuć i podważyć jej decyzję – zgodziłam się.

Zobaczyłam też na własne oczy jak wygląda klinika i wszystkie moje fantazje runęły. Nie była to piwniczna przestrzeń z obdartymi korytarzami, nie było lekarzy w kitlach, taśmy produkcyjnej i pacjentek ze zwieszonymi głowami. Klinika atmosferą i wystrojem przypomina raczej salon spa. W dni wolne od zabiegów pacjentki przychodzą do nas z dziećmi”.

Informacje na forach

Anna: „Najczęściej kobiety trafiają z internetu. Na forach mamy dobre opinie, ale polskie fora to masakra. Jedna osoba tłumaczy się ze swojej decyzji. Inne od razu dopadają ją, że tak nie można. Trzeba przekopać się przez dużo bzdur, żeby trafić na rzetelne informacje. Część kobiet trafia już do nas z polecenia”.

Forum, które w pełni poświęcone jest tematowi aborcji to strona maszwybor.net. To na nim kobiety swobodnie wymieniają się różnymi doświadczeniami. Wątki są moderowane, co pozwala uniknąć sytuacji wprowadzania użytkowniczek w błąd.

Print screen ze strony maszwybór.net

Kobiety szukają też informacji przez forum kafeteria.pl. Po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła „aborcja za granicą” trafimy na długie wymiany. Informacje o opisywanej przez nas klinice pojawiają się w każdym wątku. Jednak poza wymianą doświadczeń na forach można znaleźć niesprawdzone informacje, a także komentarze odpowiadające poziomowi debaty wokół aborcji w Polsce.

A. Ambroziak

Dziennikarz, aktywista, filozof bez dyplomu. Redaktor „Codziennika Feministycznego”.

W OKO.press pisze o edukacji, prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i polityce społecznej.

Źródło: https://oko.press/dzwonie-chcialabym-zabic-dziecko-pracowniczka-kliniki-wiedniu-rocznie-polek-przerywa-u-nas-ciaze/

WEB design, production & maintenance by FOX medialab & design * www.fox.co.at